Jest rok 1862.
Wojna domowa, która podzieliła kraj, trwała już od roku. Wojska Unii zażarcie walczyły z wojskami Konfederatów. Każda ze stron kurczowo trzymała się własnych ideologii i przekonań, przez co mowa o pokojowym rozwiązaniu konfliktu była absurdem. Stosowano wszelkich możliwych sztuczek i podstępów, aby tylko przewyższyć siły oponenta. Do armii wcielano czarnych niewolników, Indian, a nawet dzieci, robiono wszystko, byle tylko zdobyć przewagę.
W tym samym czasie...
Gdzieś na południowych krańcach podzielonego kraju, między granicami Teksasu, Nowego Meksyku i terenów należących do Indian, znajduje się miasteczko, którego mieszkańcy zdają się wieść spokojne życie, z dala on wojennego chaosu i rozlewu krwi.
Dust Town, bo tak się owa mieścina nazywa, stanowi punkt graniczny, gdzie swe szlaki przecierają nowo przybyli osadnicy , rozmaici handlarze, Indianie, dezerterzy, a pod osłoną nocy szajki bandyckie, cichutko przekradające się bocznymi uliczkami.